Duńska Grimes

Chyba uznam Facebooka za trzecie główne źródło moich rekomendacji muzycznych, stawiając go tym samym obok – niedocenianego kiedyś youtuba i last.fm. Na razie stoi na półce wraz z spotify i soundcloud, których używam dość okazjonalnie – dwa, trzy razy w miesiącu – mówię oczywiście o intensywnych poszukiwaniach muzycznych. No ale do rzeczy! To właśnie dzięki fejsowym rekomendacją, które wyświetlają się, po tym jak klikniemy, że coś lubimy (wybaczcie za ta łopatologiczne przedstawienie, ale inaczej nie potrafię), poznałam Karen Marie Ørsted, czyli MØ.


I w tym momencie powinna nastąpić mała dygresja na temat ciekawych nazw, intrygujących pseudonimów i wiele obiecujących zdjęć profilowych.
Wyświechtana ludyczna mądrość, powtarzana do znudzenia przez nasze babki, ciotki i matki – jak cię widzą, tak cię piszą, obowiązuje również w świecie online. W warunkach wirtualnych jej zasady są o wiele brutalniejsza niż w realu. Bo o ile na pierwsze wrażenie pracuje nie tylko nasz wygląd, ale też mowa ciała, tembr głosu, mimika i wszystko to, co określamy terminem komunikacji niewerbalnej (ponad 90% w komunikacji międzyludzkiej, to przekaz niewerbalny!), to w świecie wirtualnym mówi za nas, a właściwie o nas tylko nasze zdjęcie i ewentualnie to, co udostępniamy do publicznej wiadomości.
Gdyby więc MØ nazywała się, dajmy na to Little Danish Star, a zamiast nęcącej moje zmysły i wyrafinowany gust estetki czarnobiałej fotki, znalazłabym coś takiego, to bankowo nie dostałaby ode mnie nawet 30 sekund uwagi, jakie zwyczajowo przeznaczam na powierzchowne ogarnięcie, chociażby profilu danego artysty.
Na muzykę MØ poświęciłam o wiele więcej uwagi, dochodząc do wniosku, że warto o niej napisać.


Pochodzi z Ubberud, małego miasteczka położonego na południu Dani, niedaleko Odense, rodzinnego miasta Hansa Christiana Andersena. Obecnie mieszka w Kopenhadze, gdzie studiuje na Akademii Sztuk Pięknych. Jak na razie Karen Marie Ørsted ma na swoim koncie tylko trzy single, są one jednak na tyle interesujące, że warto śledzić jej losy, tym bardziej że radar na Dunkę skierowali już krytycy zza wielkiej wody, nazywając ją – nie bez kozery - Duńską Grimes. I wcale nie winne temu podobieństwo wizualne czy styl ubioru obu pań.

Karen Marie Ørsted podobnie jak Claire Boucher czerpie z tych samych nurtów muzycznych. W jej utworach można usłyszeć wpływy indie, popu, hip-hop czy electro, a wszystko to przystrojone glitchami i dupstepem.
Słuchając MØ można doszukać się jeszcze jednego podobieństwa: Lana del Rey. Uwodzicielski, trochę soulowy wokal Ørsted od razu skojarzył mi się z Laną. Jednak o ile muzyczne poczynania del Rey nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia (znam z trzydzieści wokalistek, które nie tylko śpiewają i grają, ale także wyglądają lepiej), to panną MØ jestem mocno zauroczona.

Co będzie dalej? Zobaczymy na debiucie.  

0 komentarze:

Prześlij komentarz